Irkuck. Pocztówka z Syberii

Irkuck. Pocztówka z Syberii

Irkuck. Pocztówka z Syberii

O 10 rano czasu miejscowego, po trzech i pół doby podróżowania z Moskwy, wysiedliśmy z pociągu na stacji Irkuck. Zaspani, ale przejęci wyszliśmy przed wielki gmach dworca na chaotycznie zastawioną autami, ruchliwą, szeroką na kilkanaście metrów ulicę. Zanim lekko oszołomieni, oślepieni ostrym słońcem, zdążyliśmy zebrać myśli, wracający z gór młodzi Rosjanie już nam nalewali wódki do wielkich metalowych kubków. Za spotkanie, za przyjaźń, za nasz pobyt na Syberii!


Smutne ulice

Ruszyliśmy w miasto, ale całkowicie zagubieni nie mogliśmy nigdzie trafić, siatka ulic nie miała dla nas żadnego sensu. Błądziliśmy po zakurzonych, dziurawych drogach. Ludzie zaczepiali nas, że mamy fajne kubki przyczepione do plecaków, lub że ich babcia albo sąsiadka była Polką.

To były nasze pierwsze wrażenia z miasta, które niekoniecznie nam się wtedy spodobało, ale zdążyło w pewien sposób zafascynować.

Irkuck to sześćsettysięczne miasto uważane za administracyjną, gospodarczą i naukową stolicę Syberii Wschodniej. Leży 7000 km na wschód od Polski, na tej samej szerokości geograficznej co Wrocław, jakieś 300 km od granicy z Mongolią. Rozłożone na wzgórzach, podzielone jest na dwie części potężną Angarą - jedyną rzeką wypływającą z jeziora Bajkał, do którego można stąd dojechać w ciągu godziny.

Bajkał i ważna stacja Kolei Transsyberyjskiej przyciągają tu wielu podróżników. Większość z nich tylko mija miasto, co najwyżej spędzając w nim jedną noc. Kwituje je w swoich zapiskach stwierdzeniem "nudne". W pewnym sensie słusznie, bo Irkuck należy do miejsc, w których najważniejsze jest to, czego nie widać na pierwszy rzut oka i czego nie da się sfotografować. Nie zobaczymy tu pocztówkowych zabytków na miarę wieży Eiffla czy moskiewskiego Kremla, ale chodząc smutnymi ulicami ze zniszczoną drewnianą zabudową, przesiąkniemy atmosferą miasta na Syberii, gdzie "Bóg wysoko, a car daleko".

Żeby trafić w miejsce, w którym powstał Irkuck, trzeba przed dworcem kolejowym wsiąść w zdezelowaną marszrutkę (mikrobus) nr 16, pokonać zakorkowany przeważnie stary angarski most i wysiąść na centralnym placu miasta - placu Siergieja Kirowa, jednego z najbliższych współpracowników Stalina. Niedaleko stąd, nad brzegiem Angary, naprzeciwko ujścia rzeki Irkut, w 1661 r. oddział Kozaków założył drewniany ostróg - warownię, która była ich przyczółkiem na zdobytej ziemi. Umocnieni, mogli stąd podporządkowywać carskiej władzy żyjących w okolicy Buriatów i zbierać od nich jasak, daninę w postaci sobolich skór. Z tamtych czasów nie pozostało już nic. Możemy się tylko domyślać, gdzie na terenie obecnego parku był plac, na którym zbierało się wojsko, a gdzie gromadzono futra przed wysłaniem ich do Moskwy.

Najstarszym zabytkiem na Syberii Wschodniej jest cerkiew Zbawiciela, zbudowana na samym początku XVIII w. w południowej ścianie irkuckiego ostrogu. Jej biała, niezbyt foremna bryła rzuca się w oczy dużo słabiej niż stojący naprzeciwko sobór Objawienia Pańskiego z odnowionymi niedawno barokowymi malowidłami na ścianach. W tym miejscu, będącym niegdyś duchowym centrum miasta (tam, gdzie teraz jest piekarnia, do rewolucji mieściły się rezydencja biskupa i seminarium duchowne), stała jeszcze jedna świątynia, największa w historii Irkucka. Ukończony w 1894 r. Kazański Sobór Katedralny, o wysokości 60 m i powierzchni 5 tys. mkw., spotkał taki sam los jak słynny sobór Zbawiciela w Moskwie - w 1932 r. został zburzony. Na jego miejscu powstał monumentalny, szary i ponury gmach obwodowych władz partii - świątynia komunizmu.


Za przyjaźń Słowian!

Idąc wzdłuż murów tej budowli, zauważymy przytłumiony jej ogromem, schowany za drzewami niepozorny kościół z czerwonej cegły - jedyny w tej części świata przykład architektury neogotyckiej. Dziś sala muzyki organowej (organy stoją w prezbiterium!) dawniej była miejscem modlitwy irkuckich katolików, głównie polskich zesłańców, których szczególnie wielu trafiło tu po powstaniu styczniowym. Na plebanii kościoła, u ks. Krzysztofa Szwernickiego, długi czas mieszkał św. Rafał Kalinowski, patron sybiraków. Z jego listów można się sporo dowiedzieć o życiu w XIX-wiecznym "polskim" Irkucku i przedsiębiorczości zesłańców.

"Tu każdy wytrwale trwa w swoim przedsięwzięciu - pisał do przyjaciela - (...) Henryk po zamknięciu sklepu jest, jak mówią, do wzięcia; dziwne, że taki fachowiec jak on nie może zdobyć sobie odpowiedniego zajęcia, kiedy na przykład Gorajski już obecnie, zajmując miejsce buchaltera, jest płatnym 2000 rubli rocznie. Straton zwija swą fabrykę papierosową i bierze na siebie utrzymanie bufetów na parostatkach żeglugi amurskiej. (...). Kazimierz przyjął na siebie prowadzenie handlu futrami i handlu panskogo towara w Jakucku".

W drugiej połowie XIX w. Irkuck był miastem kolorowym, dynamicznym i pod wieloma względami nowoczesnym. "Istna Europa", jak pisał Antoni Czechow, który przejeżdżał przez miasto w drodze na Sachalin. Jego siłą napędową byli zesłani na Syberię powstańcy styczniowi i polscy emigranci. We wspomnieniach rosyjskiego podróżnika Michaiła Orfanowa czytamy: "Hotel, w którym się zatrzymaliśmy, prowadzony jest przez zesłańca politycznego (a więc Polaka). Cała służba hotelowa, począwszy od bufetowego i kończąc na woźnicy - wszyscy Polacy. Wynajmujecie dorożkarza, okazuje się, że i on przestępca polityczny, wchodzicie do rzeźnika czy drobnego sklepikarza - wszędzie polityczni, ofiary ostatniego powstania polskiego. (...) Polacy mieli zdecydowaną przewagę w świecie lekarskim, w adwokaturze, wśród personelu urzędniczego, w kopalniach złota. Sklepy z ubraniami i obuwiem, restauracje i hotele były bezwzględnie polskie".

Można jeszcze dodać i świat nauki z Benedyktem Dybowskim i Janem Czerskim, wybitnymi badaczami Bajkału i okolic. Dlatego nie ma się co dziwić, że dziś Polacy spotykają się w Irkucku z szacunkiem i sympatią. Gdy ktokolwiek usłyszy, że ma do czynienia z Polakiem, od razu wynajdzie, że on sam, jego żona, szwagier, kolega z pracy czy sąsiadka to Polacy. A jeśli nawet nie, to przecież jesteśmy bracia Słowianie! I trzeba wypić za przyjaźń i wspólną przyszłość.

Sprzed kościoła mamy kilka przystanków marszrutką na Centralny Rynek. Droga wiedzie przez śródmieście zabudowane kamienicami po wielkim pożarze z 1879 r., który w trzy dni strawił połowę Irkucka, wtedy głównie drewnianego. Miedziany dzwon soboru Objawienia Pańskiego stopił się wtedy od gorąca i spłynął na ziemię.


Śmietana od Buriatki

Przeciskając się wśród ludzi w przepełnionej intensywnymi zapachami hali targowej, miniemy stragany z mięsem, z rybami, koreańskimi sałatkami z wodorostów, z ułożonymi równo owocami i warzywami. Mignie nam kilka kiosków z alkoholem i w końcu dotrzemy do miejsca, gdzie tęgie Buriatki sprzedają z emaliowanych wiader domowe twarogi, masło i śmietanę. Nieustannie mieszają wielkimi chochlami w wiadrach, pokazując, jaka śmietana jest gęsta.

Na rynku nie brakuje cwaniaków. Jedni mają źle ustawione wagi, drudzy podają ceny niższe od pozostałych, dopisując małymi literkami, że to tylko za pół kilograma.

Przed halą targową na prowizorycznych straganach handlują staruszkowie, którzy dorabiają do emerytur. Latem sprzedają zebrane na działkach ogórki i pomidory; jesienią orzeszki limbowe z tajgi oraz własnej roboty konfitury i dżemy; zimą - zrobione na drutach wełniane skarpety. Cały rok naprzeciwko nich stoi młoda Uzbeczka gromko nawołująca zachrypniętym głosem do zakupu samsy - gorącej bułki z mięsno-cebulowym farszem. Ta od niej jest najlepsza w całym Irkucku.

Późnym popołudniem okolice rynku się wyludniają. Ludzie ustawiają się na przystankach, wciskają do zapełnionych marszrutek i autobusów, które w godzinach szczytu z trudem przepychają się na zakorkowanych ulicach. W końcu, wieczorem, wszyscy pasażerowie są już u siebie - w syberyjskich domach z drewna albo w ciasnych mieszkaniach blokowisk.


Druga flaszka gratis

Nowsza część Irkucka to właśnie typowe dla poradzieckich miast osiedla chruszczowek - byle jakich, nieotynkowanych, ceglanych bloków budowanych na chybcika w latach 50. XX w., za Chruszczowa (stąd nazwa). Kryją się w nich miniaturowe lokale. Ich mieszkańcy muszą się zmagać z awariami wszelkich instalacji - rury pękają, kaloryfery zamarzają, kable elektryczne się palą. Pośród bloków ciągną się rzędy garaży, pod którymi właściciele wykopali piwnice - można w nich zimą przechowywać domowe przetwory czy zebrane na działce warzywa i owoce. Niezagospodarowane przestrzenie między budynkami porastają chwasty. Jest szaro i brudno.

Gdzieś tam jeszcze stoi sam spożywczy, przed którym popołudniami pije się piwo. Milicjanci po służbie - w mundurach, z pałkami przy pasie i w ogromnych czapach na głowach - też zbierają się w grupki i przechylają aluminiowe puszki. W sklepach można przy odrobinie szczęścia trafić na promocję wódki: kup pół litra, druga flaszka gratis.

Chruszczowki zamieszkują głównie ludzie, którzy przybywali na Syberię w okresie jej intensywnej industrializacji w latach 50. i 60. XX w. do Irkucka i innych miast regionu zjeżdżali wtedy z całego ZSRR "młodzi specjaliści", robotnicy, nauczyciele. Rozmawiałem kiedyś z kobietą, która w tamtych czasach pracowała w irkuckiej fabryce radioodbiorników. Mówiła, że na liście pracowników jej zakładu byli przedstawiciele ponad stu nacji! Nic dziwnego, że dziś w Irkucku działają i meczet, i synagoga, i buddyjski dugan, nie wspominając o kościołach protestanckich, rzymskokatolickiej katedrze i prawosławnych cerkwiach.


Drewniane koronki

Drewniana zabudowa zajmuje sporą powierzchnię miasta. Niektóre domy pamiętają XIX w. i powstańców styczniowych. Wszystkie mają wspaniałe zdobienia. Gzymsy, obramowania okien, koronkowe wzory. Pod wrażeniem był nawet malarz Ilia Głazunow, akademik rosyjskiej ASP: "Takiej architektury drewnianej, takich zdobień jak w Irkucku nie ma nigdzie na świecie".

Większość zdobień, nieodnawiana, niszczeje. Gdyby nie to, że powycinano je w wyjątkowo odpornym drewnie limbowym i modrzewiowym, pewnie dawno by spróchniały. Domy budowane bez fundamentów zapadają się w grunt, którego wierzchnia warstwa latem rozmarza. Parapety niektórych są już na poziomie chodników, domownicy, stojąc w pokoju, oglądają nogi przechodniów.

Te drewniane kwartały Irkucka to wieś w środku miasta. Nie ma tam wodociągów. Po wodę do gotowania, prania i mycia ludzie chodzą do studni, ciągną na wózkach wielkie metalowe baniaki.

Rosnące między domami bujne chwasty, w których wydeptują ścieżki wałęsające się koty, wzmacniają jeszcze poczucie bałaganu, zapuszczenia i biedy. Dlatego wielu woli Irkuck zimą, gdy mróz skuwa ziemię, śnieg przykrywa szarość miasta, a na ulicach w centrum buduje się fantastyczne pałace i rzeźby z lodu. Wśród bloków stają ogromne zjeżdżalnie, wokół których nie ustaje śmiech dzieci. Wtedy można poczuć się jak w bajce i polubić Irkuck.


Jędrzej Łukowski
Tekst opublikowany w Rzeczpospolitej 7 sierpnia 2009

;