To nie Bajkał, to bajka!

To nie Bajkał, to bajka!

To nie Bajkał, to bajka!

Na przełomie lutego i marca 2016 kolejny raz zabraliśmy grupę śmiałków na zimową wyprawę nad Bajkał. Zamarznięte "Morze Syberii" na wszystkich zrobiło gigantyczne wrażenie i wyzwoliło masę pozytywnej energii, a na trasie zdarzyło się dużo więcej niż mogliśmy zaplanować i przewidzieć.

To nasza grupa wraz z najlepszymi na świecie kierowcami UAZ-ów. Skok radości wykonujemy mniej więcej na środku Bajkału, na idealnie gładkiej i idealnie śliskiej powierzchni bajkalskiego lodu. To był ten moment, kiedy mniej więcej połowa drogi i masa wrażeń była za nami, ale wciąż byliśmy głodni kolejnych atrakcji.

 

Pobyt nad Bajkałem rozpoczęliśmy od wizyty w Listwiance. Zamieszkaliśmy tam w takich drewnianych domkach. Domki  - wbrew pozorom - były bardzo ciepłe, a w dodatku było z nich widać Bajkał. Kolejne plusy naszej bazy w Listwiance to świetna domowa kuchnia i znakomita bania, z której - odpowiednio rozgrzani - wybiegaliśmy na dwór nacierać się śniegiem.

 

Kamień Czerskiego to idealny punkt widokowy, z którego widać wypływ Angary z Bajkału. Dobrze jest trafić tam wieczorem, w porze zachodu słońca.

 

Podczas wycieczki poduszkowcem mieliśmy podziwiać obiekty na trasie Kolei Krugobajkalskiej. Tymczasem złapała nas purga, czyli zamieć śnieżna, podczas której można było podziwiać wyłącznie wszechotaczającą biel. Widoczność spadła do zera, więc dobry kwadrans staliśmy w miejscu, bo kapitan nie był wstanie niczego wypatrzeć w tej bieli. A potem wiatr ustał, przejaśniło się i było całkiem sympatycznie.

 

Kolejnego dnia, gdy wybraliśmy się na wycieczkę skuterami śnieżnymi w okolice wioski Bolszyje Koty, pogoda była już idealna. Gorąca herbata u stóp skalistego przylądka Skrippier smakowała znakomicie.

 

W osadzie Połowinnaja pani Irina Pawłowna przyjęła nas na obiad. Teraz dojadamy wyśmienity Borsz, zagryzamy go chlebem domowego wypieku i popijamy limbóweczką domowej roboty. A za chwilę będziemy tłumaczyć gospodyni, że nie damy już rady zjeść kolejnej dokładki pielmieni i że naprawdę już nie jesteśmy głodni. I będziemy się coraz bardziej rozbierać, bo ruska pieczka rozgrzewała izbę naprawdę skutecznie.



W dalszej części wyprawy warunki spożywania obiadów nie były już takie przytulne. To zdjęcie z "pikniku pod wiszącą skałą". Do jedzenia był chleb, ser, kiełbasa, sajra z puszki, herbata, trochę cukierków i czekolady. Rarytasy trzymaliśmy "na zaś".

 

To przystanek obiadowy w jurcie, którą na Zatoce Cziwyrkujskiej postanowioną z myślą o wędkarzach. Ucha z omula dochodzi na ogniu, my tymczasem konsumujemy przystawkę: kanapki z kawiorem.

 

Potem gdzieś na Bajkale podjechaliśmy do budki rybaków. Zanim zdążyliśmy się dobrze przedstawić, rybacy dali nam kilka ryb. A zanim zdążyli nam wyjaśni, o co w tym podlodowym łowieniu chodzi, Igor, nasz kierowca, przygotwał rodzaj razkałodki, czyli syberyjskie suszi. Okazało się całkiem niezłą zakąską pod wiezione na dachu UAZ-a zapasy destylatów. Kiedy w ramach handlu wymiennego przynieśliśmy rybakom trochę piwa i czekolady - oni dali nam jeszcze parę kilo ryby.

 

Dlatego, gdy trafiliśmy we w miarę cywilizowane warunki, mogliśmy przygotować znakomity obiad. Trudno powiedzieć, czy ryba była bardziej wędzona, czy bardziej pieczona - ale smakowała wyśmienicie.

 

A jak się jeździ po tym Bajkale? Tak, jak widać. To ostatni odcinek jazdy z Walerą, który z nieukrywaną radością przywiózł nas z Irkucka na wyspę Olchon. Jego "toyota przepiękna aż strach" znów okazała się niezawodna.

 

A to już UAZ-y, którymi pokonaliśmy najbardziej ambitny odcinek całej trasy: po lodzie z wyspy Olchon do Siewierobajkalska. UAZ-y dzielnie radziły sobie na połaciach gładkiego lodu, wśród torosów, przy przeprawach przez szczeliny, w kopnym śniegu i z innymi śnieżno-lodowo-terenowymi przeszkodami. Co ciekawe, w Siewierobajkalsku okazało się, że UAZ-ami całkiem skutecznie daje się jeździć również po asfalcie!



Właśnie tak wygląda Bajkał z kabiny UAZ-a. Na zdjęciu nie widać, że w tym roku korzystaliśmy ze zdobyczy techniki. W nawigacji pomagał tablet, na ekranie którego było widać aktualne zdjęcie satelitarne Bajkału i "ślady" poprzednich przejazdów po morzu. Na to nakładała się nasza aktualna pozycja z GPS-u. Ale mimo technologicznych udogodnień, w nawigacji na zamarzniętym Bajkale najważniejsze i tak są spostrzegawczość, rozsądek i intuicja.



Stawiamy kroki po lodzie. Trzeba cholernie uważać, bo ten lód jest straszliwie śliski. I niesamowicie przezroczysty. I diabelnie interesujący - na te wszytskie pęknięcia, niuanse struktury można patrzeć i patrzeć. I to się nie nudzi!



A tak wygląda przezroczysty toros - czyli blok lodu wyrzucony na powierzchnię. Przy takich zjawiskach robiliśmy przystanki, których nie sposób zaplanować, bo co roku układ zjawisk na lodzie Bajkału jest trochę inny. W takich miejscach czas mijał zupełnie niepostrzeżenie.



Na Olchonie w warunkach zimowych zrobiliśmy "nieoficjalny punkt obowiązkowy" letnich wyjazdów nad Bajkał, czyli wieczorny spacer na wysoki brzeg Bajkału. Warto było. Zachód słońca był piękny.



W Dawszy, położonej pośrodku niczego osadzie strażników Rezerwatu Barguzińskiego, nocowaliśmy w domku takim jak ten. Dwie izby z dużą liczbą łóżek, ciepła kuchnia, toaleta - przez ogródek, łazienki nie przewidziano. Za to jaka romantyka, kiedy w środku nocy odłożyliśmy gitarę i wyszliśmy obserwować w totalnej ciszy rozgwieżdżone niebo i dym równo unoszący się z komina...



Najpierw trzeba nożem wyciąć kieliszki. Potem wlać whisky. Potem - położyć się. I już można pić whisky z lodu. Z bajkalskiego lodu.



To jest wariant "z torosem" dla tych, którzy nie chcą się kłaść. Jak się kieliszki wytnie w niewielkiej odległości od siebie, to picie będzie zbliżać ludzi.



A to wariant dla tych, którzy nawet nie chcą kucać. Rodzaj lodowego kieliszka wyrzeźbionego w kostce lodu walającej się po Bajkale.



"Wszystko, co piękne jest przemija". Żegnamy się z Bajkałem.



Po tym pożegnaniu czekała nas jeszcze trwająca półtorej doby podróż koleją z Siewierobajkalska do Krasnojarska. Po drodze dobrze poznaliśmy między innymi pewną panią bizneswomen z Bracka, silną ekipę pilotów śmigłowców z Ust'-Kuta i panią bufetową z WARS-u, która smażyła znakomitą jajecznicę.



A przed powrotem do Polski - udało nam się zobaczyć centrum Moskwy i najfajniejsze stacje tamtejszego metra.



;